Dość nietypowy filmik z ostatniego mojego startu w Brzózie Królewskiej na który czekałem ponad 3 miesiące.
Ostatnie miesiące to czas mocno przepracowany, także z optymizmem patrzyłem na udział w maratonie, który w 99% prowadził przez leśne ścieżki. Mimo długiej przerwy w startach dla wszystkich, listy startowe zapełniły się tylko w połowie dlatego bieg był dość kameralny, co jest tego powodem? nie wiem, choć pewne przypuszczenia mam.
Nie ukrywam, że chciałem powalczyć o pudło dlatego od początku starałem się trzymać czołówki, która jednak tego dnia była bardzo mocna Krzysztof Jaworski i Mieczysław Jałocha to wytrawni wyjadacze biegów górskich i nie tylko. Tempo które narzucili jednak nie było zbyt mocne, ok 4:40 min/km, co mnie cieszyło i dawało nadzieje na dobry bieg.
Właściwie od drugiego kilometra zgubiliśmy resztę stawki, nie mając pojęcia co się dzieje za plecami. Każdy starał się biec swoim tempem, bez prób ucieczek czy szarpania z licznymi przetasowaniami.
Mimo że na ostatnich treningach czułem się świetnie to dzisiaj od startu miałem ciężkie nogi i płuca, czułem że to nie jest mój dzień a jeszcze większy niepokój wkradł się od ok 15 km. kiedy pojawił się kryzys, zwolniłem a rywale odskoczyli na około minutę.
Uśmiechnęło się do mnie szczęście, gdy okazało się że jestem drugi a lider jest tuż przede mną – oznakowanie trasy w drugiej części trasy było dość średnie, czego doświadczył mój dzisiejszy rywal. W głowie musiało mi się coś przestawić, gdyż zaczęła wracać świeżość, po kryzysie nie było śladu.
Po chwili znowuż biegliśmy w trójkę i tak pewnie aż do 30 kilometra, wtedy to rywale odskoczyli, a mi wcale nie było w głowie ich ścigać, bardziej oglądałem się za siebie, starając się trzymać równe tempo.
Na 35 km dowiaduje się od supportu na rowerze w postaci Mariusza, iż jestem drugi, tym razem pobłądził Mietek Jałocha tracąc cenne sekundy. Ja byłem jednak mocno wyczerpany, rywalizacją która trwała od 3 godzin jak i słońcem, które grzało dzisiaj niemiłosiernie, dlatego szybko straciłem drugą lokatę. Liczyłem jednak że meta jest blisko, pocisnąłem mocno za rywalem. Pewnie do 40 kilometra byłem tuż za jego plecami, jednak zniechęciło mnie info od strażaka, że do mety jest jeszcze 4 km. W tym momencie poddałem się, odpuszczając walkę o pozycję wicelidera, byłem potwornie zmęczony, ledwo słaniając się na nogach a 4 km to szmat drogi.
Film z pierwszych 20 kilometrów trasy.
Pechowo dla mnie informacja od strażaka była jednak błędna a meta była tuż tuż, dokładniej za 1 km. Szkoda bo pewnie z tą wiedzą powalczyłbym o jedno oczko wyżej ale i tak jest świetnie, dobiegłem do mety jako trzeci z około 35 minutową przewagą nad czwartym zawodnikiem i tracąc ok 5 minut do zwycięzcy Krzyśka Jaworskiego i ok 2 minuty do Mieczysława Jałocha.
Liczby:
- Czas na mecie: 3:28:54,
- średnia : 5:00 min/km
- dystans: 41,8 km.
- kalorie: 3001
- miejsce: 3
Pełne wyniki zawodów:
https://my.raceresult.com/147522/results?lang=pl#3_265074
Film Michała Wilczewskiego:
youtu.be/INshnQvTfkM
Galerie:
https://bit.ly/37eEwb1 – Magda Sedlak
https://bit.ly/3cRd8Rv
https://bit.ly/2AYnQbO – Janek Zybura
https://bit.ly/3cPyTRR – Barbara Łuczak-Pokój
Plusy festiwalu Tropem Brzózańskiego Wilka 2020:
- oprawa medialna (foto i video)
- trasa
- miejsce startu
- nietypowy pakiet startowy w postaci wiadereczka z solą do kąpieli
- szacun dla organizatora że odważył się w tak krótkim czasie zorganizować festiwal, który możliwe że był pierwszą tego typu imprezą w Polsce.
Minusy festiwalu Tropem Brzózańskiego Wilka 2020:
- słabo oznakowana trasa w drugiej części maratonu (w pierwszej części było super, czyżby znakowały dwie osoby?)
- dość duże wpisowe, choć tutaj akurat ciężko uznać to za minus, kto nie chce ten nie startuje i obok koronawirusa to może być powód mniejszej ilości osób.