Co za czasy, wybiegałem drugie miejsce open na Czudec Cross Run a ja nie do końca zadowolony. Krystian dogonił dzika a raczej to dzik dogonił Krystiana ale ten pokazał mu na końcówce gdzie raki zimują.
Od startu kolega wyszedł na prowadzenie i cały czas powiększał swoją przewagę. Ja biegłem razem z Sebastianem, spokojnie na niskim tętnie. Bardzo nie lubię krótkich dystansów z dużą ilością UP, są to dla mnie najtrudniejsze zawody na których zawsze okrutnie cierpię a CCR to właśnie takie zawody. Przede wszystkim chciałem jakoś przetrwać początek i pierwsze trudne 6-7 km. by potem zacząć odrabiać straty. Tak właśnie zrobiłem gdzieś od 6 km uciekłem Sebastianowi i zacząłem pościg za Krystianem, dopadłem go szybko bo już na ok 8 km. Szło zadziwiająco lekko a od momentu kiedy zaczęliśmy biec razem zaczęły się szachy. Nikt nie chciał prowadzić, nikt nie chciał narzuci rozsądnego tempa, ciągle zwalnialiśmy, nikt nie uciekał, nikt nie szarpał, za to ciągle szły rozmowy w sumie juz nie wiem o czym ale tak biegliśmy do 19 kilometra. Na całej trasie mieliśmy cudowny doping naszych ekip, właściwie co kilka kilometrów przechodziły mnie ciary jak przebiegałem koło dopingujących teamów:)
Gdzieś 19 kilometr, wtedy to wyprzedzamy grupę znajomych z grupy FUN&RUN którzy biegli 11 km. Zatrzymuje się do wspólnego zdjęcia, Krystian solidarnie na mnie czeka. Jak tylko ruszyliśmy dalej, kolega zerwał jak szalony, pewnie z śr. 3:00 pod dość stromą górkę. Ja stanąłem jak zamurowany a jak mnie odmurowało było już za późno. W sumie to sam nie wiem co tam się podziało ale przedziwna to była sytuacja. Staram się jeszcze gonić, sił było sporo, ale widziałem że Krystian narzucił szalone tempo i nie da sobie już wyrwać zwycięstwa.
Jeszcze potworny podbieg na górę zamkową, jak długo biegam i wiele widziałem to tak stromego podbiegu jeszcze nie – bez lin wyjście tam byłoby raczej niemożliwe. Na szczycie doping wariata Janka oraz bimberek, ja jeszcze wierze że dogonię kolegę i mijam ten cudowny trunek bokiem. Ostatnie metry bardzo szybko ale brakło 40 sek do wygranej. Blisko 21 km weszło w 1:41:53 – śr. ok 4:55, UP – 750.
Oczywiście z tym niedosytem z drugiego miejsca to żart, bardzo się cieszę bo to był dobry bieg a tym bardziej się cieszę, że wygrana trafiła do kolegi z różową koszulką i napisem KIPCHOGI 🙂 Już za tydzień jedziemy walczyć w Bieszczady z ponad 90 kilometrami na Jesiennym Ultra maratonie Bieszczadzkim i oby podium również było różowe 🙂 Taki jest nasz cel ale już teraz widzę na lista startowa obsadzona bardzo mocno – Robert Wróblewski (ostatnie 7 startów to 7 zwycięstw), Radek Ciągło z którym wspólnie finishowałem setkę podczas Irona oraz z pewnością wielu więcej mocnych zawodników.
CZUDEC CROSS RUN
Impreza zorganizowana przez miłośników biegania i jazdy na rowerze czyli przez ekipę, która doskonale wie jak dogodzić biegaczom. Wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet ścieżki leśne były pozamiatane (to nie żart, widziałem na własne oczy). Ogólnie trasa petarda, bardzo dużo lasu, mało asfaltu i bardzo dużo górek. Oznaczenie trasy 10/10, ilość punktów odżywczych 10/10, dekoracja top 5 open a także kategorii wiekowych – to w ostatnim czasie rzadkość, nagrody na bogato (zaraz gonie wydać swoje 3 stówy do ButyJana) a do tego super rękawki a także woreczek kawy od Gregorio. Medal – jeden z piękniejszych jakie widziałem, na mecie wszyscy mogli liczyć na darmowy pyszny posiłek a także piwo od lokalnego browaru Wojaszówka. Osobiście przeoczyłem ale była również możliwość za darmo przetestować buty Salomona, które każdy sobie chwalił – również fantastyczna sprawa. Przynajmniej 3 fotografów oraz materiał wideo – myślę że wymieniać można jeszcze sporo a to wszystko za bardzo symboliczną cenę wpisowego. Bardzo się cieszę, że w mojej rodzinnej miejscowości jest taka świetna impreza i w końcu mogłem w niej uczestniczyć.
DO ZOBACZENIA ZA ROK – WTEDY DZIK LEPIEJ SIĘ PRZYGOTUJE I NIE DA SIĘ DOGONIĆ 🙂